Dom

Część mieszkalna

Składała się najczęściej z jednej izby (chaty) i małej izdebki (wankirza). Za “wankirzem” czasem była jeszcze komora z wejściem od sieni. Gdy jej nie było za komorę służyła sień.

W sieni mieściło się wszystko: zboże, ziemniaki, sprzęt domowy, w końcu przy tylnych (zadnich) drzwiach żarna do mielenia zboża. W komorze przechowywano ubrania świąteczne, mąkę i sprzęt domowy. W izbie mieszkalnej niemal jedną trzecią przestrzeni zajmował duży piec chlebowy o wielkim palenisku i kominie.

Przy piecu budowano tzw. kuchnię, mały piecyk o nakryciu z grubej blachy do gotowania potraw.

Na wielkim masywie pieca wychowywały się zimową porą dzieci. Butów nie miały, często jedna para butów dla kilkorga, do szkoły zimą chodziły mało, bo i ubrania ciepłego nie miały. Toteż piec, ciepły zwłaszcza po pieczeniu chleba był dla nich rajem. Twarde piecowe klepisko było miejscem harców dziecięcych. Na piecu sypiali też zimą dorośli, w lecie na strychu albo w stodole. Ważna rola pieca w życiu domowym znalazła z czasem wyraz pogardy. „Wychowany na piecu”, mówiło się o człowieku mało rozgarniętym, który poza domem nigdzie nie był, nie widział szerszego świata.

Z pieca zbiegało dziecko, by w oknie zamarzniętym na kość wychuchać dziurkę, a przez nią popatrzeć na świat. Przywołane do porządku basowym głosem ojca: nie chuchaj bo szyba pęknie, wbiegało z powrotem na piec. Wyleźć na piec, to nie lada sport dla malca. Najpierw należało podstawić sobie mały stołek, z niego na „przyławek” stojący zawsze przy piecu, dopiero stąd na klepisko. Z pieca patrzyło się z góry na całą izbę.

Z wiosną gdy zaświeciło cieplej słoneczko, wybiegały dzieci na „zagatę” przed dom, chroniącą ściany domu przed mrozem. Tu grzały się do słońca. Podbiegając boso po śniegu, żeby mama nie widzieli, to była wielka przyjemność.

Obok pieca naczelne miejsce w izbie zajmował potężny stół, na którym jadło się tylko w święta, zwyczajnie przy stołku (dłuższej i szerszej ławce). Przy stole i przy ścianach stały podłużne ławki. Krzeseł dawniej nie znano, to był pański mebel.

Obok dużego familijnego łóżka (tu zwano pościelą) była z drugiej strony stołu kanapa, tu zwana bambetlem. Na dzień przykrywało się ją wiekiem z desek, służącym do siedzenia, na noc zdejmowano wieko. Gdy było więcej czeladzi w domu, zimą rozkładano posłanie i na tym wieku.

Na ścianach wisiały liczne święte obrazy.

Podłogi w izbie nie było, chodziło się po udeptanej ziemi, zmaszczonej na święta i niedziele żółtą gliną. Tu i ówdzie w bogatszych domach była podłoga.

Stajnia

Druga część domu to stajnia dla bydła. Bliskie jej sąsiedztwo uzasadniali chłopi względami praktycznymi, w zimie nie trzeba było iść po śniegu, tylko od razu z chaty przez sień do stajni do krowy z piciem, do podoju, do koni, do świnek. W nocy gospodarz słyszał każdy ruch zwierzęcia, dzwonił łańcuch, ropotały żłoby.

Chłop przecież kochał swoje bydlęta, w zimie troszczył się o nie jak o swój skarb najdroższy, bo też i skarbem były. Latem rozkoszował się ziemią którą kochał nad życie, do niej był przywiązany jak dziecko do swej rodzicielki. Nic też dziwnego, że pozostawienie jej było dlań wprost tragedią. Dublańczycy pracują wszędzie zawzięcie , ale o swojej dublańskiej ziemi mówią z łzami w oczach, bodaj do tego jednego zagona pragną wrócić, bo to ich własny, po rodzicach odziedziczony.

Oczywiście względy higieniczne nie były brane pod uwagę. Zresztą mówił chłop, po co budować stajnie osobno, tak budowali nasi ojcowie i dobrze im było, to i nam z tym dobrze. Na taki argument nie było rady.

Latem gromady much unosiły się w chatach wiejskich, a fetor stajenny zapierał oddech.

Stodoła

Stodołę budowano oddzielnie, bo za tym przemawiały zdaje się względy praktyczne. Często tu i tam wybuchały pożary, a w stodole składowana była słoma.

W stodole na środku był tok (klepisko) do młócenia, po bokach były sąsieki, jeden na zboże czy słomę, drugi na siano. Przy stodole znajdowała się szopa na wóz i na drzewo opałowe.

Chlewów oddzielnych nie było, najczęściej przy stajni była dobudowana kucza, albo w stajni odgrodzono deskami małą przestrzeli w której hasał wieprzek. Kurnik tzw. banta, też był umieszczony w stajni przy ścianie. Jak bardzo chłop kochał swoje bydlątka świadczy i ten fakt, że nie raz w czasie wielkich mrozów wprowadzał krowę do izby, zwłaszcza gdy chorowała, a cielątko po urodzeniu z reguły pozostawało w izbie aż do czasu sprzedania, a więc dwa do trzech tygodni. Stało w kącie izby i było pociechą małych dzieci.

 

Tylko zimą życie rodzinne koncentrowało się w domu, latem nie było czasu siedzieć w domu, zresztą przyjemniej było na polu, nawet z jedzeniem wychodzili na pole, trochę ze względu na niesforne muchy, a trochę dla ochłody w cieniu drzewa. Świt wypędzał chłopa z domu na pole do pracy, tam pracował, tam jadł, wracał dopiero o zmroku na posiłek i nocny spoczynek.

Resize text-+=